Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Brenner ciągnął Kaliksta ku Długiéj ulicy i arsenałowi....
Zdala widać było na Nalewkach łunę pożarną.
W chwili, gdy na ulicę wybiegli, było na niéj prawie pusto — ciemna, chmurna noc, jakby szatą żałobną osłaniała gród jeszcze uśpiony, wylękły i martwy... Zdala tylko to strzały, to krzyki, to się ognie ukazywały i nikły.
Brenner zdyszany biegł ciągnąc z sobą Ruckiego.
— Widzisz mnie! wołał — jeżeli zginę — świadcz, mów... oznajm, żem się bił, żem z wami szedł razem.
Kalikst ściskał go za rękę, przemówić nie mogąc. Dostali się na Długą, od strony arsenału dochodziła ich wrzawa, pędem więc przyspieszywszy kroku, trzymając się razem, dobiegli tutaj i stanęli wśród wojskowych, cywilnych i oddziałów, które się na obronę ściągały. Rucki spostrzegł w téj chwili brata i rzucili się sobie w objęcia. Ale czasu nie było na uściski... Kto co miał chwytał, bo słychać było żywo kłusem nadciągających Wołyńców.
Rucki i Brenner stanęli w szeregu, choć niemal bezbronni, mieli zaledwie po pistolecie w ręku.
Zahuczały działa po bruku, które dwoma oddziałami idący pułk jazdy wołyńskiéj prowadził przed sobą. Ale tuż stojący grenadyerowie, nie czekając zaczepki — dali ognia. W szeregach zamięszanie się wszczęło, padło kilkunastu... stanęli... Z drugiéj strony batalion nadchodzący pod pułkownikiem Owandrem do Polaków strzelać począł. Kule świsnęły im nad głowami. Kalikst, który stał przy bracie, usłyszał z drugiéj strony lekki wykrzyk za sobą, ale niemal radosny. Odwrócił się i ujrzał Brennera, który ręką za piersi się trzymając, krew wypluwał i słaniał się. Chwycił go Rucki podtrzymując, gdy drugi wystrzał na nich się posypał i on sam został kulą ugodzony w ramię. Zrazu zdało mu się, że był zaledwie lekko potrącony — gdy ciepło dało się czuć w ręku i pistolet na bruk z niéj upadł. Ruckiemu zawróciło się dziwnie w głowie. Brenner już leżał, on téż na nogach utrzymać się nie mógł i ukląkł obok niego.