Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Była sama jedna w bramie, major więc, chcąc się coś wprzódy dowiedzieć, skłonił się grzecznie, zbliżając się do niéj pozdrowił... i, trochę pomyślawszy zapytał:
— Nie mogłaby mi pani powiedzieć, kto tu w téj kamienicy mieszka?
Dobrze go zmierzywszy oczyma jejmość, mająca wielką do gawędki ochotę, uśmiechnęła się i znalazła najwłaściwszém dla przedłużenia rozmowy nie od razu do rzeczy przystąpić.
— A jakże, proszę pana — a któż tu lepiéj wiedzieć może, i kto mieszka i kto mieszkał w kamienicy i co się w niéj działo i dzieje — nad nas, proszę pana — to jest, mojego męża i mnie... bo my tu... już dziesięć lat mieszkamy... Choć, pożal się Boże, właściciel sknera, wszystkie piece dymią... reparacyi żadnéj...
Major widząc, że się na inwentarz kamienicy zanosi, przerwał...
— Jabym tylko chciał wiedzieć o lokatorach...
— Otóż to jest, proszę pana — podchwyciła szewcowa... Od lat dziesięciu co się tu ich przewinęło i na tyłach i na piętrze i na górce, mogę zliczyć na palcach... O. Jezu! dla czego nie... Człek jeszcze pamięci nie postradał.
Mówiąc to, nos utarłszy, poczęła się wdzięcznie uśmiechać, a że w téj chwili nadbiegł Frycek, zajęła się naprzód pozbyciem tego natręta...
— A nie pójdziesz ty mi do izby, ta do alementarza... ty jakiś... com ci mówiła... Żebyś mi jednéj minuty tu dłużéj nie postał... No — nogi za pas...
A potém zwracając się do majora dodała:
— Jezu miłosierny, nim się człek z dzieci pociechy doczeka — co się to namęczy!.. Ale trzeba ofiarować do Ran Chrystusowych...
Majorowi zaczynało się robić dziwnie nudno.
— Proszę wielmożnego pana — dorzuciła majstrowa... a gdyby łaska do nas... Mój mąż Noiński,