Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech to sobie będzie, jakie chce — mój ojcze — a dla mnie to uczynisz....
Ojciec Porfiry śmiać się zaczął, aż mu się brzuch trząsł.
— Oszalała dziewczyna....
— Ale to narzeczony....
— Chociażby... a potém.... myślisz asindzka kartkę do Karmelitów przeszwarcować to tak — jak kawałek chleba z masłem połknąć... Wiesz, czém to pachnie....
— Ale, mój ojcze... wy to potraficie....
— Jakim sposobem?...
— Znajdziecie środki, gdy zechcecie.
O. Porfiry śmiał się znowu....
Panna Julia karteczkę zwiniętą, tak że nie była większą jak ziarno fasoli, cisnęła mu w rękę.... Ojciec się bronił... mruczał... stękał... ale nareszcie wziął....
— I odpowiedź! odpowiedź! ojcze!
— Aha! na czém! czém, jak, myślisz, że mają papier i atrament... że im wolno....
Julia słuchać nie chciała.
— Znajdzie sposób... jam pewna....
Nadeszła Małuska, podano śniadanie, O. Porfiry siadł jeść a mógł koncerta grać na półmiskach — jadł, nie smakując, z potrzeby i nałogu, co napadł, ogromnie — o każdéj porze dnia... bez wyboru.... Ale był to człowiek i żołądek poczciwy, prawdziwie bernardyński. Gdy przyszedł post, suszył i suszył tak bezprzykładnie, że niemal chlebem i wodą żył sześć tygodni, a od wielkiego czwartku do rezurekcyi nic w usta nie brał....
Za to przy Święconém w niedzielę cudów dokazywał.... Sam się z siebie śmiał, pasa popuszczał i karmił, jak mówił, grzeszne ciało. — Przy śniadaniu pani Małuskiéj był téż w humorze najlepszym i nie dał poznać po sobie, żeby mu poselstwo panny Julii ciężyło.
Pobaraszkowawszy potém chwilę — wyszedł.
Nie było go dni kilka....