Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Porwano Szymka Łysego, który jeszcze odchodząc, spojrzał na Kaliksta z tym wyrazem, jakby go chciał przebłagać i uspokoić.
Po wyjściu świadka dwaj wojskowi się naradzali.
— Nie ma najmniejszéj wątpliwości, że to pan pisałeś — rzekł łagodny... podnosząc do góry kartkę i inny papier znaleziony u Kaliksta... Co do pańskich usposobień téż o tych jego książki i rękopisma dostatecznie objaśniają. Wszystkie piosnki, wiersze zakazane, wszystkie patryotyczne głupstwa i śmiecia zbierałeś pan jak najstaranniéj. Moralną pewność mamy zupełną, żeś waćpan zagorzały i obałamucony... lecz chcemy go ratować...
Jeszcze raz wzywam pana...
— Ale co to? przewał drugi — z tymi ichmościami dobrocią się nic nie robi... Z całą surowością należy postąpić...
Będziesz waćpan mówił?
— Nie mam nic do powiedzenia — odzwał się Kalikst.
— Zmiłuj się pan, wtrącił łagodny ręce załamując, jakby go wielka litość przejęła nad losem nieszczęśliwego młodzieńca — zmiłuj się pan nad sobą...
— Ale co to! ale co to! darmo... kto się sam gubi — niech ginie!
Wszystko to wymierzoném było na przerażenie obwinionego, ale ten pozostał niewzruszonym.
Protokulista smarował już coś głowę położywszy na stole...
Zadzwoniono... żołnierze weszli i wyprowadzili delinkwenta...
Jenerał coś im szepnął na ucho...
W końcu września ktoby był zajrzał do wesołéj niegdyś kamieniczki na Św. Krzyżkiéj ulicy, — domyśliłby się łatwo, że przez nią przeszła jakaś klęska.... Na pierwszém piętrze zamilkły dźwięki wesołe i rozgłośne fortepianu, okno jedno ciągle było zapuszczone firankami, — górka stała pustką, choć z niéj przybyły ojciec Kaliksta właśnie tylko co był zabrał rzeczy sy-