Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

79
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

nawet stał zamknięty, z kartką do najęcia. Staś zatrzymał się niby spytać o dawnych znajomych, ale nie znalazł od kogoby się o nich dowiedział.
W ten sposób rozpoczęło się tęskno nowe jego życie, wśród niczém niezaludnionéj pustki, ze smutkiem w sercu nieuleczonym i jakiémś chłodném rozczarowaniem. Jedno tylko miał lekarstwo na wszystko, wszechwładne panaceum... pracę. Wsparty nad książką, zwieszony nad papierem, cofając się w przeszłość, zaszywając w cudzą skórę i cudze życie, uciekał od teraźniejszości, wśród któréj był obcym i niepotrzebnym. Praca też stała się dla niego koniecznością, warunkiem prawie przyszłego życia, którego stanowiła dźwignię jedyną. Nic dotąd nie sterowało jéj kierunkowi, prócz wewnętrznego usposobienia i potrzeby duszy; pisał więc co chciał, badał co go pociągało, pracował jak zapragnął, ale nadchodziła chwila, w któréj się to zmienić musiało.
Nazajutrz zaraz, gdy o ósméj przyszedł do księgarza i zastał go już nad rachunkami, bibliopola zaproponował tłómaczenie.
— Co pan chcesz, bym tłómaczył? zapytał Szarski.
— Naturalnie romans, rzekł księgarz: romanse ogromnie się czytają i rozprzedają. Wprawdzie to, co czyta u nas, czyta prawie powszechnie po francuzku; ale jest klassa, która tamtych małpuje, a nie umie języka; dla téj trzeba tłómaczeń.
To mówiąc, bibliopola chwycił z półki powieść sześciotomową, z angielskiego na francuzki przełożoną, i pokazał ją Szarskiemu.
— Warunki zaś — dodał — są następujące: najprzód, żebyś się pan na tłómaczeniu podpisał...