Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

71
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

bo zrozumiał, że blizkość Krasnobrodu musi zakrwawiać serce dziecka, wyprawionego tak w świat o własnych siłach.
Nazajutrz rano wyszukał mu Żydka, mającego jakoby jechać za swoim interesem do Wilna, sprowadził go z blizkiego miasteczka, i po gospodarsku napchawszy wózek wyprawą złożoną z wędlin, serów, pierogów, masła i pieczystego, tak urządził podróż Stanisławowi, aby go nic prawie nie kosztowała.
Poczciwy Litwin pokochał jakoś poetę, i umiał się tak nad położeniem jego litować, że podobno tajemnie Żydka opłacił, a wiedząc, że Szarski w drodze sobie rady nie da z Izraelitą, wysłał z nim jeszcze własnego sługę, starego Piotra. Piotr dawno już, po śmierci ojca Płachy, uwolniony został od dworskiéj służby i osiadł w chacie na roli; ale w wielkich wypadkach posługiwał się nim Placha, choć już ani ubioru porządnego, ani bótów nie miał, i chodził w łapciach i sukmanie.
Był to mruk, posępny, mało mówiący, nadzwyczaj podejrzliwy człeczyna, ale wypróbowanéj poczciwości i statku. Jemu na ręce zdał Płacha gościa swojego, i upłakawszy się w ganku, wyprawił go spokojniejszy na sercu, że co mógł zrobił dla niego. A potrzebując rozrywki po pożegnaniu, które go nieco rozmazało, bo się aż na łzy zebrał ów wąsacz, wziął flintę na ramię i ruszył ze psami w pole.
Stanisław znów jechał w świat, zadumany po swojemu 1 już cały w sobie, bo szczęściem nie potrzebował myśleć o podróży, i mógł zdać całkiem kierunek jej na starego Piotra. Droga, choć nędzną szkap parą, po piaskach, ale teraz szła już raźniéj i prędzéj, bo się nigdzie nie zatrzymywali, i choć prawie