Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

61
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

już przemówić za bratem; samo przebaczenie zdawało im się takim cudem bożym, że więcéj pożądać nie śmieli. Sędzia wyszedł, powiedziawszy te słowa, a Stanisław ujrzał się znowu w kółku rodziny, pod strzechą domową, szczęśliwy, rozweselony, lekki, pełny słodkich nadziei przyszłości.
Gniew tylko ojca mu ciężył; ubóztwo było dla niego tak z dawna przewidzianym końcem, że na nie spoglądać nauczył się bez obawy. Oddał się więc cały niespodzianéj rozkoszy rozmowy z matką, nie mogącą mu się napatrzyć, z braćmi i siostrami, które go obstąpiły, szarpiąc na wszystkie strony. Pierwszą to godzinę od dawna mógł nazwać szczęśliwą!


Kiedy się ta scena odegrywała na progu kościołka, cmentarz już prawie był pusty; jednak znalazło się kilkunastu ciekawych, znajdujących się wszędzie, gdzie coś podpatrzyć lub podsłuchać można, i co byli z dala świadkami ojcowskiego przebaczenia. Zaraz więc gruchnęła wieść po sąsiedztwie, tak upiększona, tak udramatyzowana, że nawet ci, co wypadku byli świadkami, każdy inaczéj opisując, relacyi swych współzawodników dziwili się jak nowości. Z tych wszystkich opowiadań, eklektycy, bajarze z professyi, zbudowali sobie wersyę autentyczną, ostateczną, poprawną, i poemat ów poszedł jako materyał między podania ludowe na własność ogółu.
Nawet do dworu państwa Adamowstwa, przez pana komornika Bortyłłę zaraz dnia tego doszła wiadomość o pojednaniu syna z ojcem, ale ją po cichu