Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

289
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

jest tém czém była... zapomnij o dawnéj Sarze. Wiek i życie odmienia, uowe się coraz budzą żądze, nowe pragnienia i potrzeby. Kapłanka poezyi i piękności nie może znieść nędzy i niedostatku... Ja potrzebuję zbytku, pieniędzy, złota... i swobody, która się za nie kupuje. Ja kocham wszystko co piękne i co mnie piękną czyni... potrzebuję darów i dani całego świata na moje rozkazy... Ja muszę żyć w tych złotych ramach, bez których nie pojmuję życia... muszę być panią, i sypać złotem dokoła. Życie w nędzy, w wyrobnictwie w trosce o jutro, nie dla mnie... Musiałam skosztować bogactwa i mam je nareszcie... Sprzedałam się... wszyscy się sprzedają!
— Nie wszyscy! zawołał wstając Stanisław: nie wszyscy! Ani ja, ani nikt z tych, co w sobie nie zabili serca, nie dadzą się kupić za marzenie zbytku...
I chciał skończyć przeklęctwem, ale wzrok Sary, przenikający, ognisty, przybił go, przykuł do miejsca i zamknął mu usta.
— Ja się gniewać na ciebie nie mogę — odpowiedziała, — powolnie przyjmę co powiesz, zaboleję może, ale zniosę wszystko... Jestem zaprzedana, jestem kupna kochanka tego człowieka... prawda! Ale tę sprzedaż podłą uszlachetnia coś Stanisławie... na jego widok serce mi bije! Ja go kocham! ja go kocham!
Nie wiem z pewnością, czy wymawiając te słowa, aktorka miała na myśli, że książę podsłuchywać ją może pode drzwiami, ale to pewna, że uczucie swe prawdziwe czy odegrane — wyrażała z zapałem przejmującym.
Stanisław chwycił się za piersi, chciał coś odpowiedzieć; Sara spojrzała nań nakazując milczenie, i tak mówiła daléj: