Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

288
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

gląda! Miłość to próżniacza, książęca, kapryśna, dziś milion płacąca za to, co jutro za grosz ma sprzedać... Gdybym miał w sobie to wielkie i piękne uczucie, którém ten człowiek goreje, użyłbym go na co innego.
— Oko anioła, a pierś kamienna! odezwała się Sara z wymówką i westchnieniem, nie zdając się już zważać na Szarskiego.
— Może mnie Ktoś sprawiedliwy użył za narzędzie zemsty... za niego!
Na te słowa błysnęło tylko jakimś przelotnym płomykiem oko Sary, ale tłumiąc uczucie, zamilkła ścinając usta. Książę spoglądał na Szarskiego i z wolna przechadzał się po salonie. Ten jak padł tak siedział nieprzytomny, a łzy mu ciekły po twarzy... upajał się widokiem Sary.
Aktorka rzuciła nań niekiedy czarną źrenicą, ale to już nie było owe głębokie, silne, porywające spojrzenie dziewczęcia; był to wzrok wyuczonéj zalotnicy, więcéj obiecującéj, niż dotrzymać może.
Po chwili książę R*, nie mogąc wytrzymać widoku tego męczeństwa, chmurny wyszedł do drugiego pokoju.
— Słuchaj Stanisławie — rzekła budząc go dotknięciem ręki Sara, sucho, zimno, chłodno — opamiętaj się, przyjdź do siebie, proszę... miéj rozum! Tyś zawsze jeszcze dziecko... o! mój Boże!
— Tak, dziecko! wielkie dziecko! odpowiedział Szarski powoli.
— Ależ czas wyrosnąć z tego, dodała Izraelitka. O mój Boże! widzisz jak mnie to męczy... dosyć mam dramatów na teatrze! Mówmy chłodno, mówmy rozumnie.... możesz mi zaszkodzić swojém szaleństwem! Słuchaj! — dodała z niecierpliwością prawie: Sara nie