Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

269
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

mnie i z ojca sto kilkadziesiąt tysięcy; jest za co ręce zaczepić.
— Sto kilkadziesiąt! piękny grosz!
— I remanenta! moja droga!
Staruszka pokiwała głową.
— Lepszéj partyi nie chciałabym dla Stasia... Możeby napisać do niego?.. Ja z duszy jestem za tém, ty nie od tego, to się skojarzyć powinno.
Tak w prostocie ducha, po staroświecku pojmowała to sędzina; ale pani Brzeźniakowa lepiéj świat znając i ludzi, uśmiechnęła się boleśnie na jéj słowa.
— Moja droga — odpowiedziała z cicha — na co się to zdało, jeśli on dla niéj nie będzie miał serca?
— A czemużby serca nie miał? odparła sędzina z podziwieniem naiwném. Dziewczę śliczne, edukacya dobra, dom uczciwy, bo to Brzeźniakowie nawet się z Sapiehami pokumali! posążek szlachecki...
— Cóż poczniesz, jeśli jéj nie kocha?
— Ale jakżeby nie miał kochać, proszę ciebie? czemuby nie kochał? cóż? ślepy czy szalony?
— Moja droga, teraz świat taki, że i wdzięk i młodość im nie starczy... nie dość im tego! chcą jakiéjś sympatyi... chcą... licho ich tam wie czego! ja stara nie rozumiem!
Sędzina ruszyła ramionami.
— At! głupstwo, rybeńko! rzekła: niech no ja go tu sprowadzę, powiem mu, głowę natrę, to ich pożenimy, dalipan pożenimy.
— A! dajże mi pokój! nie o takie ożenienie mi chodzi — odparła Brzeźniakowa — ale żeby ją pokochał.. potém reszta już nietrudna... sama się zrobi. Ale tyle czasu byli z sobą, a prawie na nią nie spojrzał!