Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

245
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

że kto raz wziął ślub z piórem i pokropiony został atramentem, już z niego nie zmyć tego nieszczęsnego kapłaństwa.
— Albo to na wsi pisać nie można? spytała żywo Marylka. Policz pan tych, co w miastach i na wsi pisali, a przekonasz się, że żadne wielkie dzieło natchnienia nie urodziło się w tych murach... Każdy poeta szukał natury i ciszy, by wykołysać myśl swoją. Rousseau, Cervantes, Kochanowski, o! i nie wiem kto jeszcze... pisali na wsi.
— A Goethe?
— Co pan mi zawsze tym tajnym radcą dokuczasz! To był geniusz, który światu milczeć i przeistaczać się kazał jak chciał, i stawała się wieś dokoła, gdzie przed chwilą był gród, i z gwaru robiła się cisza dla niego. Zresztą ja się dziwię Goethemu, ale go nie kocham: to aktor, co doskonale udaje poetę, jak równie dobrze odegrywał rolę konsyliarza, szambelana dworu i...
— Autor Fausta! autor Götza! autor Werthera!
Werthera pisał, gdy jeszcze nie zasklepił się w Wejmarze...
— Nie wiem; ale to pewna, kochana panno Maryo, żeśmy daleko odskoczyli od zadania rozmowy. Wróćmy z Wejmaru do Krasnobrodu.
— Przepraszam, ja znów pojadę do Niemiec... A ukochany pański Richter, wszak nie w stolicy, nie w mieście, ale gdzieś pod starą strzechą domku nizkiego pisał Titana! A Schiller?
— Ostrożnie pani, ostrożnie, już się plątasz!
— No, to wolę porzucić to dowodzenie, ale wezmę się do niego z innéj strony. Pisarz naszego kraju,