Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

239
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

myślał. Słyszałeś co mówił nam ten gość, który się przecię na tém zna, że ciebie do tego używać się nie godzi, bo twój czas i praca więcéj są warte niż to mizerne gospodarstwo. Trzeba, żebyś nareszcie powrócił do dawnego trybu życia.
Staś spojrzał na matkę, która się zarumieniła, czując nieboraczka, że trochę kłamała przez miłość macierzyńską, i zmieszała się.
— Mateczko kochana — rzekł — jam już przywykł do wsi, a niewiele na co przydam się gdzieindziéj.
— No! no! no! odpowiedziała sędzina, porządkując kłębki, żeby skryć twarz, tak jéj ciężko było nie wypowiedzieć całéj swéj myśli: — darmo nie bałamuć, a posłuchaj-no mnie. Już to że tam ojciec miał urazę do ciebie, to nie nasza rzecz sądzić; tyś posłuszne dziecko wyrzekł się ojcowizny, niech to tak będzie. Ależ i mojego tu coś jest, a my z rodzeństwem z posagu mego część ci wydzielimy, żeby taki najgorzéj, to rocznie będziesz miał około czterech tysięcy dochodu.
— Ale któż tu gospodarzyć wam będzie?
— A Jędruś! co ty myślisz? Jędruś żwawy chłopak i okrutną ma ochotę do gospodarstwa, a tobie to taki, gadaj sobie co chcesz, cięży trochę... to darmo! co prawda, to prawda!
— Kochana mateczko!
— Cicho-no już cicho! to darmo! to nie twoja rzecz chodzić koło gnoju i roli, kiedyś piórko wziął w rękę. Jedź kochanie do Wilna i kończ co począłeś... a odwiedzaj nas często... my tu z Jędrusiem damy sobie rady. To wykapany nieboszczyk, on potrafi Krasnobród utrzymać.
Stanisław choć już był przywykł do wioski, choć go nic nie ciągnęło do miasta, na myśl trochy swobo-