Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

198
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

dałbyś sobie wmówić przez głupców, że ja, com ci tyle winien, co cię tak szczerze szacuję i kocham, byłbym w stanie brać cię za jakiś prototyp i wzór do postaci w powieści? Jest to coś, jakby anatomista krajał dla studyów trupa najlepszego przyjaciela! Powiedz mi, czy sądzisz, że jabym to był w stanie uczynić?
— Ja tego nie mówię... tłómacząc się rzekł Hipolit zmieszany — ale prawdziwie... ludzie... moja żona... wszyscy...
Szarski ruszył ramionami z pogardą.
— Śmiéjże się z ludzi i z tych, co ci to wmawiają, a którzyby mnie dla swojéj pociechy z całym światem chcieli poróżnić. Sam weź, czytaj, sądź: jest-li co jednakiego w tych dwóch, imaginacyjnéj i twojéj poczciwéj a świętéj dla mnie postaci? Wiesz, żes mi zadał cios śmiertelny...
Hipolit chwycił odchodzącego za rękę.
— Ha! Posłuchaj, nie gniewajże się; cożem winien, żem ci to szczerze wypowiedział?
— Tylko co i za Ciemięgów spotkała mnie scena podobna — dodał Szarski, — równie śmieszna, ale ich głupstwem prędzéj dająca się usprawiedliwić.
I począł mu opisywać swoje u nich przyjęcie.
— Daléj — rzekł — nigdzie już niepodobna mi będzie pójść krokiem... wszystko zatruje to nieszczęsne powołanie. Niechże obcy... niechże tłum, ale ty! ty, na którego liczyłem jak na wybranego, i ty uległeś słabości widzenia siebie wszędzie! Hipolicie!
Jakkolwiek gorąco tłómaczył się professor, znać było, że na dnie jego serca osiadła już niechęć, którą zarówno posądzenie jak ostatnie Szarskiego wyrazy