Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

191
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

Stanisław dumał i nie mógł sobie przypomnieć, gdzie je widział; a był pewien, że spotkał gdzieś w życiu to wejrzenie i te usta... Nareszcie po długiéj walce ze wspomnieniami, przyszła mu na myśl podróż do Krasnobrodu ostatnia, i spotkanie w drodze na noclegu, i wiersz, który dziewczę czytało, i z matką po nim rozmowa. Błogo mu się zrobiło, że jeszcze raz w życiu spotkał to zjawisko, tę nieznaną istotę, która się za szczerość jego, nie znając go, ujęła.
Może właśnie słowa poety, którego wiersze z upodobaniem czytała dzieweczka, oczy jéj niebieskie na niego skierowały; może i matka przypomniała sobie tę z córką rozmowę, i obie z ciekawością bojaźliwą wpatrywały się w smętne czoło młodego człowieka.
Emilia zaprezentowała go siedzącéj obok matce, pani Breźniakowéj, krewnéj Ciemięgów, a ta, wedle oklepanéj formułki, którą osłodziła uśmiechem poczciwym i szczerym, odezwała się do Stanisława:
— Znamy pana dawno z pism jego... ale ja mam i do blizkiéj znajomości prawo, bom w młodości dobrze znała matkę jego, z którą żyłyśmy w przyjaźni.
Stanisław na wspomnienie Krasnobrodu, matki, któréj tak dawno nie widział, bojąc się zapytań przykrych, zmieszany skłonił się w milczeniu. Towarzystwo szczęściem zmieszało się, połączyło, podzieliło na gronka, i ożywiając się powoli, pochłonęło przybysza, który prędko stał się niezawadnym, i raz przepłynąwszy stromy brzeg literackiego do rozmowy wstępu, wcielił się w pospolitą gawędkę, wesołą i orzeźwiającą.
Los kilka razy zbliżał go i oddalał od pięknéj dzieweczki, aż nareszcie przy herbacie usiedli przy sobie. Marylka (to było imię blondynki), cała zarumieniona, nic nie mówiła do sąsiada; sąsiad też nie