Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

168
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

potém wybił w dwóchtysiącach egzemplarzy i rozpuścił po świecie.
Lecz gdy sądził, że już całkiem podbił serce pani Lidzkiéj, i upatrywał tylko sposobnéj chwili, by jéj paść do kolan, gorącą miłość w oświadczalnym opiewając sonecie, zaszły niespodziane okoliczności, które zachwiały jego przyszłością i przeraziły go niemało.
Najprzód licho jakieś nadało, że mnóztwo osób, które pobrały bilety na dzieła Jana-Piotra-Felicyana Musiny Bazylewicza (gdyż takiemi się ubrał tytułami), poczęły nieprzyzwoicie skwierczeć, skarżąc się, że nie wychodzą; narzekania te w dość przykry sposób sformułowywane, doszły do uszu wdowy. Powtóre zjawił się niespodziewanie niebezpieczny współzawodnik.
Był to niejaki baron Hollar, niby Niemiec, niby krajowiec, niby poeta, niby człowiek salonowy; a że politura nigdy u kobiet nie szkodzi, łańcuszki złote na kamizelce i pierścionki dosyć są pożądane, czarna zaś czupryna i zgrabny wąsik dobremi bywają agentami matrymonialnemi, przeto baron zaraz po wnijściu uzyskał pierwsze stanowisko przy wdowie. Goły był jak święty turecki, lepiéj mówiąc jak literat, Bóg go wie co umiał, ale że jeszcze śmieléj od Bazylewicza prawił, kłamał i przechwalał się, poczęli zaraz z przerażonym Bazylewiczem zjadać się na surowo od pierwszego wieczoru i baron nie dał się połknąć.
Miał on mnóztwo wyższości nad współzawodnikiem: najprzód jaką taką ogładę, któréj brakło Bazylewiczowi, sztukującemu się niesmaczną rubasznością; powtóre talenta, bo grał, śpiewał i malował, a przynajmniéj uchodził za dystyngowanego znawcę i dylletanta w tych przedmiotach. Wdowa także była namiętną artystką, bo grała jedną sonatę Field’a, wyuczoną jeszcze za