Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

163
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

ma pani nieskończenie miała za złe poecie, że Pryska, bohaterka jego poematu, została uwiedzioną, i miała to za wielkie przewinienie z jego strony, że obraz tak niemoralny odmalował; ale późniéj zamknąwszy na klucz w kantorku ów nieszczęśliwy poemat, który wszystkie jéj córki przeczytały ukradkiem, jejmość zapomniała urazy, i dość grzecznie przyjmowała starego znajomego. Rzadziéj coraz spotykał się tu Szarski z Iglickim, bo ex-professor już przestał bywać po domach, znajdując, że życie po szynkowniach, w których czas trawił, daleko było swobodniejsze.
Z Bazylewiczem nie widywali się prawie, a spotkawszy, mijali się, jakby nie znali. Zręczny ów literat szedł tymczasem daléj rozpoczętą drogą. Nie udało mu się wprawdzie ożenić z panną Emilią Kłapciówną, która poszła raptem za jakiegoś podpółkownika piechoty, mającego mieć trzysta dusz w Orłowskiéj gubernii; ale pocieszył się łatwo, spodziewając się schwycić poddeptaną wdówkę, chorą niestety! zbyt często na fluksyę w twarzy, a ciągle na uczoność, i mającą tylko jedną córkę. Tymczasem spekulował na literaturze, wydawał prospekta, zbierał prenumeraty, pisał artykuły, a ze krzyczał bardzo głośno i krytykował śmiało, wyrobił sobie pewne stanowisko.
Professor Hipolit, jedyny przyjaciel Stanisława, zawsze mu wierny, równie ciężko i powoli jak on szedł drogą życia. Ale mimo pozornéj wesołości, nie miał siły wytrwania Stanisława. Po pierwszéj, drugiéj książce, nie widząc skutku w sławie ani w groszu, założył ręce, zawinął się w szlafrok i rzekł sobie: „Albom głupi pracować dla nich! wolę cudzéj pracy używać.“ Żył więc sobie spokojnie, po cichu, w kącie, zawsze czytając wiele, sądząc trafnie, śmiejąc się rad ze wszyst-