Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

157
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

człowiek potrzebuje bodźca, rozmowy, krytyki, a wreszcie współczucia; rzucony sam z sobą, zmuszony radzić się siebie i stawać w dwóch na raz rolach, obwinionego i sędziego, wprędce się wyczerpać musi. Stanisławowi często brakło książek, częściéj jeszcze ludzi. Pierwsze ledwie miał z rzadka i na krótką chwilę od Benedykta Pleśniaka, od professora Hipolita, od kogoś przyjaznego lub chcącego się pochlubić, że coś pożyczał poecie; ale drugich, w początkach zwłaszcza po owym wypadku, który imię jego związał z imieniem Sary, brakło mu całkowicie.
Ludzie odwracali się od niego jak od awanturnika, bali się podać mu ręki i drzwi otworzyć. Jednakże jak nic na świecie całym (a u nas bardziéj może niż wszędzie) nie ma stałego, i ten wstręt powoli ustać musiał. Jedno pismo po drugiém rozgłaszało imię, dawało coraz różnostronnniejsze próby talentu; przymioty pisarza budziły zajęcie, ciekawość, pragnienie poznania człowieka, choć to często! a! często! dwie tak odrębne istoty!
U Stanisława szczęśliwym trafem, człowiek i pisarz byli jedném; ale iluż takich naliczymy, co żyją jak piszą i piszą jak żyją? Zwróćcie oczy na kaznodziejów-pisarzy, i powiedzcie, jak wierzyć tym, których pióro zaprzecza ręce, a ręka kłamstwo pióru zadaje? Oto poeta sielanek i pieśni, czuły, rozkochany, namiętny, który się ożenił z zasmoloną kucharką i wzdycha tylko nad pieczenią; — oto twórca epopei narodowéj, który mówi tylko po francuzku; — oto moralista wychowujący dzieci w najgorszych przykładach; — oto filozof dający grosz na lichwę Bóg wie jak wprzódy zebrany: — jakże tu nie odłączyć pisarza od człowieka i nie przypuszczać niemal dwóch w jednéj egzystencyi?