Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

138
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

własnego, wychodząc z czystych idealnych światów do zidealizowanych przedmiotów narodowych, — na nieprzywykłych jeszcze do tego rodzaju utworów, czytelnikach, ten śmiały sposób malowania towarzystwa i świata znanego, przykre robił wrażenie. Na nieszczęście trafiło się jeszcze, że i nazwiska dwóch Żmujdzinów jakichś znalazły się w książce przypadkiem... nuż larum!! nuż wołać na zgrozę! na poszkwil! na osobistość!
Księgarz korzystał z tego, bo każdy przez ciekawość kupował książkę; ale Stanisław cierpiał, milczący pożerając gorzkie pracy owoce. Myśl obwinięta w te obrazy pozostała jak mumia spowitą dla czytelników i nieznajomą; to, co chciał niemi powiedzieć, nie doszło do ich duszy, ale suknie i bandelety krajano nielitościwie. Krytyka szarpała książeczkę na kawałki; nawet wprowadzenie do niéj języka życia codziennego, wyrazów, które dotąd w druku nie postały, mowy poufałéj i żywéj, wywołało wrzawę grammatyków i purystów. Krzyczano na prowincyonalizmy, na wyrażenia grubiańskie, na koloryt jaskrawy, na dziwactwo, na wszystko, na co się było można porywać; a nikt nie osądził ani drogi nowéj, którą otwierała książka, ani głębszéj jéj myśli, ani nowego rodzaju piękności ze wzorów ziemi rodzinnéj zapożyczonéj, któréj była pierwszą próbą. Nazajutrz zaraz siedli ją przerabiać naśladowcy, karykaturować małpiarze, echem powtarzać sroczki; ale Szarski dla tych pasorzytów był jeszcze nienawistniejszym może niż dla innych.
Bazylewicz, którego Szarski nie widywał, na ten raz sam już bez pomocy Iglickiego usiadł do recenzyi; a że wprzód przez dwa tygodnie zbierał do niéj po ulicach materyały, łatwo mu ją zszyć było z cudzych