Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

48
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Ale zdaje mi się kuzynie kochany, że go twoje dzieci i tak mieć będą.
— Sześcioro! sześcioro! poważnie odparł sędzia. Ja nie długowieczny, niech się na gotowe nie spuszczają.
Na tém urwał się niemiły przedmiot, a widać było, że ta medycyna strasznie przykre, choć nieokazane awniéj, na panu Adamie uczyniła wrażenie.
— Wiele jeszcze czasu ma Staś przepędzić w domu? zapytał po chwili.
— Kilka tygodni; nim się zbiorę na grosz, na odzienie, na wyprawienie go, bo to wszystko kosztuje, a czasy ciężkie, rzekł sędzia. Od gęby sobie odrywać potrzeba.
— Radbym się ze Stasiem bliżéj poznać, przerwał pan Adam. Pozwólże mu panie sędzio, na jaki tydzień do mnie przyjechać... zrobisz mi wielką łaskę.
Stasiowi aż serce uderzyło, ale prócz ukłonu na nic się nie zebrał, bo woli własnéj nie miał. Sędzia widocznie się zmieszał... nie chciał odmówić, nie życzył sobie pozwolić. Potrzeba było dać koni, dać może kilka złotych na drogę; rachował i to, że nowy mundur codzień występować będzie i znacznie się przyszarza; nie chciał też od boku swego puszczać Stanisława, bo się obawiał towarzystwa, które mu głowę zawrócić mogło... ale z tak grzecznym kuzynkiem nie było sposobu. Począł tak naglić, tak nacierać, tak może skutkiem rachuby jakiéj napadać na sędziego, że ten wreszcie dał słowo, iż Stasia przyszle na tydzień do Mruczyniec.
Tą chwilą spodziewanego odetchnienia zabiło serce młodemu chłopcu, ale drogo ją okupić było potrzeba. Wiedział Stanisław, że po odjeździe pana Adama znie-