Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

29
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

— Musisz już widzę pójść tą drogą, rzekł ściskając młode dłonie; ale skończysz jak ja, kochane dziecię, nie dobiwszy się ani współczucia, ani wianka, ani nawet spokojnego chleba kawałka. Widziałem cię te go dnia, gdyś raz pierwszy czytać miał swoje ćwiczenie o wiośnie; łzy ci się mało nie puściły z oczu, takeś się uląkł zuchwalstwa swojego, w które cię gwałtowna potrzeba objawienia się na zewnątrz wtrąciła. Tacy ludzie jak ty nie zdobędą świata, ale kończą jak ja, jak wielu a bardzo wielu niestety... pośmiewiskiem będąc dla tłumu, a politowaniem dla swoich. Mniéj talentu, mniéj serca, mniéj szczerości i wiary, a więcéj ufności w siebie, udawania, komedyi i popisów... ot! czego potrzeba, żeby zdobyć na świecie wyższe miejsca, które geniusz tylko koniecznością swojéj natury i to nierychło, a mierność zręcznością osięga... od których najpotężniejsze talenta odpycha pierwszy szarlatan, co nosa zadrze i głośno prawić będzie sam nie wiedząc o czém, tam gdzie ty słowa wyrzec nie potrafisz... A! i ja niegdyś marzyłem wiele, schnąc nad udoskonaleniem siebie, by być szerszemu kołu społeczeństwa użytecznym... i ja jak ty, gorzéj... o chlebie i wodzie, o głodzie i niedostatku biłem się w górę... i ja czułem w méj piersi natchnienie, ogień święty, miłość ludzi, coś oznajmującego mi, że mnie Bóg powołał na wieszcza, na pracownika do winnicy swojéj... i ja cierpiałem, ufając zawsze w jutro aż do pierwszego włosa siwego, aż do pierwszéj zmarszczki na czole i tego braku siły, tego zarodku odczarowania, które oznajmuje, że słońce życia zeszło nam już z południa... i ja — a w końcu (dodał z westchnieniem nauczyciel) widzisz co mnie spotkało... Mała mieścina, istne in pace, w którém zamurowany pozostać muszę