Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

287
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

mień nieprzerwany w pierś, by z serca nazad ku niéj odpłynął.
— To trzeci toast: uczuciom młodzieńczym! młodości serca i myśli! Nie starzejmy się bracia! a gdy sucho zatrzaśnie się za nami wieko trumny, niech nas z wiankiem dziewictwa na skroni pokryje.
— To czwarty: szkolnéj przyjaźni! Idźmy wierni jéj, wierni pamięci lat młodych, w świat nowy! A każdy na piersi niech powiesi imiona towarzyszów swoich jak talizman... Imiona te niech mu przypominają cnoty towarzyszów, bo każdy z was miał jakąś.
— Ale ba! zaprotestował Mszyński: ja swojéj nie widzę, jem dobrze, to prawda.
— I ostatnim kęsem dzielisz się z drugimi, odparł Szarski.
Wszyscy poklasnęli.
— To piąty!
— Piątego zdaje mi się nie stanie, szepnął Bazylewicz.
— Przepraszam!
— Nie przerywać!
— Piąty naszemu staremu grodowi, ulicom i murom poczciwego Wilna i jego zacnym mieszkańcom! Gdzież znajdziemy serca, coby żywszą przyjęły nas wędrowców sympatyą?
Podniesiono z hałasem kielichy do góry.
— A szósty toast rozstania, zawołał rozogniony poeta: toast żałobny, toast zakrytemu jutru! które stoi na progu téj sali obwieszone ciemnościami. Deo ignoto doli naszéj!
Te słowa wymówił z takiém uczuciem głębokiego smutku, z taką jakąś przerażającą siłą, że wszyscy