Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

279
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

wysiłkiem woli, ukazała się uśmiechnięta prawie. Oboje witali Stanisława, a Karol przez poczciwe oszukaństwo, rozpoczął rozmowę o blizkiém swém wyzdrowieniu, o dogonieniu współuczniów, co go wyprzedzili, o przedmiotach obojętnych. Cały wieczór zszedł na pogadance dziwnéj a ciężkiéj, pod któréj tłem lekkiém tyle było boleści, tyle groźb na jutro!
U łoża Karolka rozpoczął na nowo Szarski życie poświęcenia i pracy.


Kto z was lat kilka ślęczył nad książkami zapierającemi mu wrota życia, i niecierpliwém okiem mierzył tę przestrzeń, która go dzieliła od świata i jego upragnionéj swobody, — ten pojmie, czém jest ostatnia lekcyi godzina dla wyzwalającego się akademika, czém egzamin ostatni, otwierający mu szeroko bramę, i pożegnanie z twardą ławą studencką.
Pragnie się téj godziny, o! pragnie, — a gdy wybije nareszcie... smutek ogarnia serce i nagły żal... rozbójnik chwyta za piersi... Któż wie co tam czeka na progu nowego naszego życia! a ile tu się rzuca nieodzyskanych, cichych, niedorównanych rozkoszy!
Ta garść młodzieży, którą związała przyjaźń, codzienne zbliżenie, jedność myśli i nadziei, ta święta wiązanka ludzi, rozprzęga się na wieki wieków. Każdy z kijem pielgrzyma, jak na rozstajach podróżni, odchodzi w swoją stronę, a choćby chciał spotkać znowu tych, z którymi najlepsze lata przepędził, kto wie czy potrafi?
A gdy po lat dziesiątkach, po skosztowaniu losów