Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

259
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

ści, do którego się stosować musimy, innych dzieł wymaga.
— Prosiłbym więc o rękopism, powtórzył Szarski.
— W ten moment! zara z go znajdziemy! wciąż szukając dodał księgarz. Pan nie ma co prozą?
— W téj chwili nic.
— Wielka szkoda! Wydawać poemat, jest to ryzyko dziś wielkie... ale gdzież mi się podział ten rękopism!... Trudno nawet, żeby się powróciły koszta.
— Czekam tylko na zwrot rękopismu.
— Natychmiast! natychmiast! zaraz go znajdziemy! Leżał na wierzchu. Panie Trenk! panie Trenk! gdzież jest rękopism poezyj w szaréj okładce? poemat?
— Zdaje mi się, że był na kantorku.
— A tak! musiałem go schować w szufladkę... Pan dobrodziéj nie życzyłbyś go wydać u mnie swoim kosztem?
— Nie mogę, rzekł sucho Stanisław.
— Czytałem trochę, rzecz piękna! wiersz szczęśliwy... ale dziś! widzi pan, publiczność... Zresztą, gdyby to przynajmniéj były sonety, ballady...
— Być może, odpowiedział Szarski. Prosiłbym więc o rękopism, zwłaszcza że go widzę na wierzchu.
— A! to on! zawołał bibliopola, chwytając szary zeszyt, tak jest! co za roztargnienie! Niechże pan spocznie, przysiądzie! Bardzo żałuję, że go drukować nie mogę; ale pragnąc poczynającemu talentowi otworzyć drogę, by się dał poznać — odchrząknął — zrobiłbym ofiarę, choć nakład jest znaczny, bo to trzeba wydawać ozdobnie... Gdybyś waćpan dobrodziéj wyrzekł się przynajmniéj honoraryów...
Stanisław uśmiechnął się, nie umiał się wcale targować i nadrabiać chytrością.