Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

237
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

cmentarzysku, a w miejscu pieśni Jeremiasza odzywa się śpiewka rozpustnicy, pijany szałem głos jéj kochanka, śmiech suchy liczącego grosze handlarza i turkot warsztatu przędącego zbytek rękami nędzy.
Cała ta społeczność w barwach chrześciańskich, w odzieży dzieci Zbawiciela, znów manowcami wróciła do starego pogaństwa. Świątynie Plutusa, gody Wenery, i pryapeje szkaradne i uczty Baccha, wszystko to znajdziesz, choć pod inném nazwiskiem, zmieszane ohydnie z najświętszemi słowy i znakami. W najczystszą z dusz, w najniewinniejszy z uśmiechów, w najskromniejszą postać, w najszlachetniejszą mowę uwierzyć niepodobna; dziś, jutro wychodzi z pod nich na jaw zakalec wieku i szkarada, któréj zaród wyssało dziecko z cudzołożniczéj piersi...
I śmieją się, ucztują, radują, lecą na zgubę tłumami; a głosy proroków, kapłanów, starców milczą, bo już może świat ten nie wart ich słyszeć.
I nie ma przemówić do kogo, bo starzy zgłuchli a młodzi zestarzeli, nim dorośli.
Któżby pojął wezwanie na nową krucyatę przeciwko poganom zalewającym ziemię świętą odkupioną krwią Zbawiciela? któżby porzucił dom, nałożnice, stół, worek, łoże i spokój, aby wdziać twardą włosiennicę żołnierza Chrystusowego i pójść daleko od domu zepsucia?
Nie! tak trwać nie może!... Bóg czeka, ale ludzkość musi się odrodzić lub zginąć własnemi zabita rękami, własnemi ukamienowana grzechami... Zepsucie dojdzie do kresu i pożre się zdychając. Lepsze jutro zaświecić musi...