Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

14
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

chodząc do następnego ucznia, nic nie powiedziawszy, wejrzeniem ukradkowém tylko mierząc młodego poetę.
Ten usiadł, spuścił głowę, i z biciem serca, w milczeniu pozostał na ławie do końca śmiertelnie długiéj godziny.
A! niczém to było jeszcze wystąpić z tą nieszczęsną wiosną, niczém ją przeczytać, niczém ukazać poczciwemu nauczycielowi, ale po skończonéj godzinie jak tu się pokazać współuczniom, których szyderstwo chybić go nie mogło! Gdy zegar wybił dwunastą, a professor poszedł do katederki na odgłos dzwonka i począł zbierać papiery, czapkę, chustkę i płaszcz, którego nigdy na sobie utrzymać nie mógł... Piwonia czując zbliżającą się chwilę męczarni, ledwie nie umarł w duszy ze strachu.
Za professorem wyrwali się z klassy uczniowie, jak woda gdy zburzy groblę, i zaleli korytarze, jedni śpiesząc do domu, drudzy w różne rozbiegając się strony. Ale pośpiech ten nie ocalił nieszczęśliwéj ofiary, która się pierwsza ucieczką ratować chciała; otoczono poetę, szarpiąc go, chwytając, uderzając rękami i słowy.
— Wiwat poeta! krzyczeli jedni.
— Słyszysz Piwonia, przyznaj się zkąd wiersze ukradłeś? wołali drudzy.
— Jaki tęgi! rzekł ktoś trzeci: chce nas wszystkich zakasować, odznaczyć się i solo basso występuje z wierszami.
— Dajcie pokój! widzicie, że i tak ledwie mu krew z oczu nie tryśnie, tak się zarumienił.
Dobrze jeszcze, że po dwunastéj każdy śpieszył do domu i niebardzo czas mieli dokuczać Piwonii; ale droga do dworków, w których się mieścili uczniowie, dozwalała przedłużać prześladowanie do wrot miesz-