Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

179
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

ulubieńca. Ale w Stanisławie zimną tylko spotykała obojętność, łagodną, uprzejmą, sympatyczną, ale tak chłodną, tak chłodną! że się zdawało, jakby już nigdy serce jego dla niéj poruszyć się nie mogło. Trochę ją uważał za dziecię, a bardzo, bardzo jeszcze pamiętał, że była Żydówką!
Od owego prześladowania Abramowego, starzec nie ukazał się już więcéj, a kupiec i kupcowa byli podwójnie grzeczni dla Stanisława. Umieli oni przecię ocenić młodego człowieka nie tylko z owoców nauki, bardzo zresztą widocznych, bo pojętna Sara niezmiernie korzystała z jego lekcyj, ale z obejścia, skromności i szlachetnego charakteru. W początkach byli niemal pogardliwi i dumni; powoli zaczęli go szanować i uważać na niego. Inaczéj być nie mogło: bo dzieciom Izraela, wygnańcom rozproszonym po świecie, Bóg dał osobliwszą znajomość ludzi, o których się nieustannie w swéj pielgrzymce ocierają; a Dawid, jako handlarz ruchliwy, ciągle mając do czynienia z coraz nowemi postaciami, niepospolitym był obserwatorem charakterów. Poznał więc zaraz i ocenił wyższość Stanisława, szlachetność jego, i mimowolnie jakoś przed tym, któremu płacił, którego najlepiéj znał nędzę, skłonił głowę. Natury wyższe, ludzie wybrani, każą się szanować i przymuszają nawet niechętnych do uznania swojéj wyższości.
Położenie Szarskiego w tym domu zmieniło się więc powoli, może trochę wpływem Sary, która się nie taiła z uwielbieniem dla nauczyciela, a więcéj koniecznym trybem rzeczy ludzkich. Coraz mu tu lepiéj jakoś, coraz było swobodniéj; a kupiec nawet pomimo skąpstwa, które go za kieszeń trzymało, warunki umowy zmieniał na coraz korzystniejsze w obawie, by