Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

171
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

Zwijali się Żydki różnego wzrostu i kalibru, począwszy od odartego tragarza, do wymuskanego eleganta z piórem za uchem, udającego buchhaltera... ci z ogromnemi balami papieru, inni z pakami książek, z korrektą, z fakturami... Wózki wędrownych przekupniów naładowywały się w dziedzińcu, zajeżdżały i odjeżdżały, i anibyś ich mógł posądzić z powierzchowności, że wiozły oświatę w głąb Litwy i Polesia, na Żmujdź i Białoruś. Tu otwierano składy, tam rozwieszano mokry papier, owdzie zszywano druki, oprawiano je, wiązano.
Sam Zymel, niemłody Żyd, morejne, bo wysoko cenił głowę, która tym ogromnym zawiadując domem, umiała bibułę lichą przerabiać na pieniądz, poplamiwszy ją, atramentem — siedział w ustronnéj izbie nad wielką księgą rachunkową, w któréj tajemnicach zatopiony był głęboko. Ubrany po żydowsku, z czapką na uszy wsuniętą, w szerokiém spoczywając krześle, rozmyślał podobno nad tém: czy do kalendarza dodać anegdoty, które o szeląg czyniły droższym każdy egzemplarz, ale wedle rady wielu miały i pokup powiększyć... lub zostawić go bez anegdot. Wahał się, wahał i już przechylał ku odrzuceniu, pomyślawszy, że i bez anegdot, które piętnasty raz światło dzienne ujrzeć miały, wyśmienicie się ta edycya obejdzie... gdy Stanisław i Szczerba weszli do jego pracowni.
Stary Żyd podniósł głowę, widocznie usiłując za wczasu zgadnąć, z czém do niego przybywają, aby być panem położenia. Zymel bowiem był polityk wielki, i mógł się pochwalić, że mało go kto podszedł w życiu, chociaż węchem więcéj robił niż umiejętnością i rozumem.
Skrzywił się trochę, żeby okazać, jak mało ceni