Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

150
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

w starym kubraku i czapce, nie zrzuciwszy nawet zizim, w którém się modlił.
Stanisław omal nie krzyknął, postrzegłszy tę postać nieruchomą, stojącą w progu, bladą jak mara i groźną. Abram długo tak milcząc przykuty stał we drzwiach, patrzał, jadem wzrok napoiwszy, aż ruszył się nareszcie, i postąpiwszy kilka kroków, stanął znów wsparty na kiju, poczynając drżącymi złamanym wołać głosem:
— Czego ty tu chcesz? co ty tu robisz pod dachem naszym?... Idź do swoich!... idź do swoich...
Staś nie umiał mu odpowiedzieć, tak silne uczuł wrażenie. Milczał chwilę i odezwał się nierychło:
— Pójdę jutro... pójdę... ale wszyscy w domu wiedzieć będą o twojéj napaści...
Starzec nie słuchał odpowiedzi, i mówił daléj przerywanemi słowy, targając siwą brodę:
— Czego ty uczysz Sarę? Nie Chumisz, nie Tora, nie Tanach, ale a woda zara (obcéj wiary), wiary akumskiéj (wiary gwiazdochwalców)... Chcą wstydu, chcą sromu, chcą z chassidów (pobożnych) w domu swoim porobić mymerów, myszumetów (przechrztów, potępieńców). Głupi, głupi, którym dass (wiara) nie wystarcza, którzy w nauce od klippes (dyablów) zesłanéj, szukają dobra, jakiego w niéj nie było, i z ognia czerpią wodę! Czegoś ty tu przyszedł, synu akumów (gwiazdochwalców)? Dzień, któregoś ty stąpił na próg nasz, jom et (dzień nieszczęścia)... jom et dla ciebie i dla nas... Powiadam ci: weź kij i sandały twoje, a idź dopókiś żyw, i nie odwracaj głowy twojéj, ani oczu twoich, abyś nie powrócił i nie umarł.
Stary ze wzrastającym gniewem, mieszając wyrazy hebrajskie, któremi przesiąkł w ciągłém czytaniu