Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

132
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

domości, gnuśnego pokoju, a trafem obdarzonéj szczególnemi dary umysłu, któremu nic nie brakło prócz sposobności rozwinięcia i uprawy. To też jedno dotknięcie słowa budziło w niéj całe szeregi idei, nie wiedzieć zkąd powstających myśli, i znać było, że dziewczę czuło rozkosz w pracy, jakby się dla niéj świat nowy, przeczuwany otwierał.
Stanisław rozgrzewał się także patrząc na jéj zdumiewające postępy, i zapominał o zapylonéj salce, o dumnéj matce, o nadętym ojcu, o siwobrodym dziadzie, ukazującym się czasem we drzwiach mieszkania z widocznym wstrętem na twarzy i wyrazem wzgardliwym Goj na ustach. Wszystko to nikło mu z oczu na widok pięknéj Sary, która w tych ramach brudnych żywiéj jeszcze swym wdziękiem jaśniała.
Codzień przebywana z nią godzina powoli spoufaliła ich oboje, ale urodzenie i położenie towarzyskie tak potężną kładło między nimi tamę, że Szarski, wierny zresztą wspomnieniu Adeli, nie uczuł jeszcze dla Izraelitki nic, prócz jakiegoś litościwego współczucia. Żal mu tylko było, że ten śliczny kwiat wyrósł tak nizko, i pozostać musi na śmietnisku, z którego powstał.
Tymczasem trochę sławy, którą mu zjednały poezyć jego, już ku niemu świat zbliżać poczynało. Towarzysze zapraszali go uprzejmie, wskazywano go, trochę palcami, co więcéj może go przestraszało niż wzbijało w dumę, mimo uciechy, jakąby innemu robić mogło to digito monstrari; w ostatku nalegać poczęli i Szczerba, i inni, aby, gdy mu się tyle zręczności poznania kilku domów w mieście nastręcza, nie zaniedbywał ich i nie zagrzebywał się całkiem na strychu.