Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

119
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

literat. Natchnienie przychodzi najłacniéj na miejscach górzystych, to rzecz dowiedziona; na trzeciém więc piętrze, czy wyżéj podobno jeszcze, pocznę poemat mój o Chrobrym, dramat o Auguście i historyę szlachty polskiéj!


Nazajutrz rano szczupły węzeł manatków Stanisława wziąwszy pod pachę Hersz, zaniósł go na Niemiecką ulicę, gdzie nadspodziewanie okno zastali wylatane, zydel, tapczan, jedno krzesło stare i stoliczek trochę kulawy, wypalony od węgli, brudny, ale dość obszerny na pomieszczenie książek i papierów studenta.
Staś rozglądał się w swojéj smutnéj jak więzienie ciupce, chciał spojrzeć przez szyby, ale z nich wychyliwszy się nawet przez pół, nic nie zobaczył prócz kawałka dachu, pokrytego starą, dziwnych kolorów dachówką, i jednego poważnego komina, który się nad nim majestatycznie podnosił, zdając się wzbijać ku niebu... Wyglądało jeszcze i okienko strychowe, otwarte, wybite, puste, jak paszcza czarna ziewające wiekuistemi nudami. Widok był wcale niewesoły, a wróbel i jaskółka nawet nie ożywiły go na chwilę.
Z okna spojrzał Staś na ściany polepione papierem, na podłogę z nierównych kilku desek złożoną, na piecyk popękany więcéj z zimna może niż z przepalenia, bo ani drzwiczek w nim, ani zamknięcia nie było, na garść słomy, na któréj miał zasnąć w osamotnieniu... Westchnął, ale nie dając się pochwycie smutkom, począł zaraz zajmować się gospodarstwem