Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pomywaczka.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zawiązał mu oczy i wsiedli do powozu. Jakiś czas milczeli oba, nareszcie książe się odezwał poważnie:
— Widzisz tę rozpustę sybaryty, szukającego upojenia w poczwarnych jakichś zachceniach. Nadto jesteś młody, abym potrzebował ci dowodzić, że ten stosunek zrodziła pustka serca, brak uczucia, a nie szał jakiś zwierzęcy. Nasz świat, starościcu, jest światem drewnianych lalek, po których towarzystwa żywego człowieka, serca prawdziwego pragnie się jeszcze goręcej. Te lalki łudzą cię pozorem, drażnią, do rozpaczy przywodzą. Któż mi może wzbronić tego pół-braterskiego, pół-ojcowskiego szczęścia, którego kosztuję przy tem dziecku?... Można mię spotwarzyć, o to nie dbam... Lecz okrucieństwem byłoby stawać mi na drodze... i śmiałek, coby to przedsięwziął, życiem-by przypłacił pewnie. Po atmosferze salonów tu świeżem oddycham powietrzem, tu naturalnego widzę człowieka, tu czuję serce, tu kocham i zapominam o wszystkiem. Możesz opisać Annie coś widział — dodał książe — ale nie podawaj tego w szyderstwo, bobyś popełnił występek...
Staś milczał, dziwnie przejęty i pomieszany...
— Gdzie cię mam wysadzić? spytał książe Józef.
— Gdzie się księciu podoba.
— Może naprzeciw mieszkania Anny? Zdasz jej sprawę z posłannictwa pod pierwszem wrażeniem, to lepiej. Nie ma więcej nad północ, wpuszczą cię jeszcze... Zaspokój to gorączkowe pragnienie ciekawości.
Po chwili powóz na dany znak wstrzymał się i starościc zamyślony znalazł się przed pałacem zajmowanym przez Annę. Książe odjechał ku zamkowi, a Zabielski ogłuszony zastukał do bramy, po za którą świeciło się jeszcze.
— Pani wróciła? spytał szwajcara.
— Niema jej, ale jest spodziewaną co chwila, a przykazano mi, gdybyś Jw. pan przybył, prosić byś na nią raczył poczekać.
Staś wszedł na schody, układając w głowie, co jej opowie.