Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pomywaczka.pdf/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdzie u góry czekało króla niemal całe towarzystwo. Książe Józef wsunął się w jego orszaku, i znalazł się wkrótce otoczony kwiatem kobiet wystrojonych, wybrylantowanych, które mu się uśmiechały z dziwnie szyderską miną...
Anna była pomiędzy niemi, prawie tryumfująca; udawała, że wącha przepyszny bukiet, który trzymała w ręku, ale oczy jej z ukosa wpatrywały się w bohatera, który postrzegłszy ją, ze szczególnym pośpiechem i nadskakiwaniem zbliżył się zaraz do niej. Anna zrazu udała, że go nie spostrzega, przywitała dosyć obojętnie; tak wymagała strategia, która każe grać chłód, gdy spostrzega z drugiej strony choćby promyczek uczucia. Książe Józef uśmiechając się ją przywitał.
— Jakżeśmy się dawno nie widzieli!
— A! to przynajmniej nie moja wina! odparła Anna z wymówką...
— Moja zbrodnia, do której się przyznaję, i na klęczkach o przebaczenie za nią proszę.
— Książe to nie na mnie jedną jesteś tak niełaskaw, ale na cały nasz biedny świat... Utonąłeś gdzieś w swych książkach, czy... ja nie wiem, ludzie różnie mówią.
— A! czegoż to ludzie nie mówią!
— O! to prawda! na księcia szczególniej, o którego wszyscyśmy zazdrośni...
— Cóż naprzykład?
— Żeś zakochany...
— A! w pomywaczce! vieille histoire! słyszałem...
— Bo jużciż w wieku twym, mości książe, nie można nie kochać...
— Ale można głęboko miłość ukrywać...
Książe westchnął.
— Jeżeli się jej wstydzić potrzeba...
— Jeżeli jest bez nadziei i bez przyszłości...
— Dla was, mości książe! nie ma miłości bez nadziei... cicho szepnęła piękna Anna.
— O! pani, rzekł książe — różne są nadzieje... Nazywam najnieszczęśliwszą miłością bez nadziei taką, która nie zasłania nam sobą całego życia aż do grobu... która jest jak