Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pomywaczka.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Staś przywitał się z nim grzecznie... i z przestrachem dostrzegł na twarzy księcia dziwny, prawie szyderski uśmiech.
— A! spodziewałem się tu ciebie! rzekł mu książe.
— Jak to?
— Chodź to ci powiem dlaczego, dodał pierwszy, biorąc go pod rękę i uprowadzając wgłąb salki. No! patrz mi w oczy śmiało! Anna ci kazała mnie śledzić i wykryć tajemniczą istotę jakąś, o której wieść chodzi, żem w niej zakochany szalenie. Nie kłam i przyznaj się... zdrowiej ci będzie.
Piorun byłby mniej może wstrząsnął starościca niż te wyrazy. Cofnął się przestraszony...
— Widzisz, ja jestem czarownik i wiem wszystko, nawet to, coście przed półgodziną mówili z sobą w buduarze Anny... choć jeden Dzidzi był świadkiem. Nie zapieraj się, nie mam ci za złe, żeś jej przyrzekł, co chciała. Jesteś w tym wieku, kiedy dla czarnych oczu, dla ramion otoczonych koronkami białemi, osłonionych w aksamity i atłasy, życie się nawet poświęca... Niestety! szkoda życia! ale mniejsza o to... Mina podsadzona podemnie jest odkryta... ale mi cię żal, chcę cię ratować Stasiu...
— Mości książe...
— Dwa słowa... Daj sobie wieczorem zawiązać oczy, a będziesz widział tę, którą tak odkryć pragniesz... i pozwolę ci opowiedzieć co posłyszysz i zobaczysz... Chcesz?
Staś stał osłupiały. Struchlał, nie wiedząc co ma odpowiedzieć.
— Nie zapieraj się... przyjmujesz?
Przejmuję! rzekł z czerwieniony chłopak... Ale książe się nie gniewasz?
— Widzisz, że się tylko śmieję...
Podali sobie ręce...
— Starościcu, jesteś młody, dodał książe Józef — jedną ci dam radę: dawaj kobietom życie, jeśli je masz na zbyciu, ale... strzeż się w ich ręce powierzyć... honoru... Dziś to jes-graszka, jutroby mogło być gorzej... Do zobaczenia! o got dzinie dziesiątej czekam cię u siebie... przyjdź pieszo... Do-