Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poezye i urywki prozą.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na niego, wracając z Grodna, u pp. Nowomiejskich nocował i w zielonem, aksamitem pokrytem futerku, smutny i milczący stał przy piecu. Babka z naiwnością dziecięcą spytała go nawet, dlaczego był taki smutny i za całą odpowiedź otrzymała pogłaskanie po głowie. Pamiętała także na balu jakimś w Grodnie panią Jenerałową z Radziwiłłów Morawską, w mundurze jeneralskim z szlifą, i białej kaźmirkowej spódnicy, mocno zażywającą tabakę — przesunął się przed jej oczyma później sławny Biskup Warmiński, jako cadet de famille, dosyć skromnym dworem jadący na trybunał, na który był wybrany deputatem duchownym.
Mnóstwo podobnych wspomnień zachowało się z owych czasów. Dziadek, który spisywał wszystkie okolicznościowe wiersze, listy, mowy, dawnym obyczajem (książka ta po nim mnie została), pamiętam łzy miał w oczach, gdy mu babka ową sławną mowę abdykacyjną Jana Kazimierza czytała. Nie jeden raz ją słyszałem wieczorem powtarzaną i był to pierwszy dokument historyczny, z którym zapoznałem się wprzódy niż z dziejami. Utkwiły we mnie na zawsze przepowiednie w nim zawarte, które dziadowi łzy z oczów wyciskały. P. Malski mówił mało, ale czuł mocno.
Wieczorami, przy świecach z umbrelką, zasiadała zwykle babka, z pończochą w ręku do czytania głośnego, dziadek się albo przechadzał po cichu, stając niekiedy, lub na kanapie podparty słuchał. Czytywano nowe, a gdy tych brakło i stare rzeczy.
Sąsiedztwo Romanowa, pomimo tak na pozór samotnej okolicy, było dosyć ożywione i liczne, Szlubowscy, Jasińscy, Borkowscy, a dalej Masłowscy, Mańkowscy (krewni prababki), Koryccy i wiele innych domów