Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, ale cóż powiesz o człowieku, który mając w ręku życie brata, bierze pieniądze za to, że mu je daje? Czy nie czujesz tego, że pierwszym obowiązkiem człowieka jest wspierać ludzi sobie podobnych? Możnaż brać zapłatę za to co się czyni z obowiązku? Szczęście, że na to nikt nie uważa, mój Gustawie. Powtóre, medycyna świat wysusza, z ludzi robi dla nas machiny i życie czyni smutnem, jak teatr marjonetek, którego widzieliśmy sprężyny.
— Zgoda na to, — rzekł Gustaw — lecz nie jedna medycyna robi życie tak smutnem; nauki, doświadczenie, ten sam dają skutek. Jestem zdecydowany.
— Ach! gdybyś ty wiedział, jakie skarby stracisz! — zawołał Adam z zapałem — cały, cały urok świata! Odkąd poznasz medycynę, ludzie będą ci się figurkami z kart wydawać; ich gniew będzie dla ciebie drażliwością nerwową, wylaniem żółci, zatrzymaniem humorów, wpływem atmosfery wilgotnej; ich przywiązanie wyda ci się dziecinnym egoizmem. A kobieta! ten anioł na ziemi, w którym młodzieniec widzi tyle wdzięku, rozkoszy, tyle idealnych przymiotów, kobieta będzie dla ciebie tylko trzydziestodwużebrowem stworzeniem na dwóch nogach! Gdy ją ujrzysz leżącą nagą, na anatomicznym stole, rzuconą tak pod wzrok kilkuset ludzi, którzy