Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było niebo gwieźdizste, spokojne, harmonja niebieska, tysiące aniołów, pełno ludzi, — tam siedział poeta, a przy nim Marja w sukni zakonnej, i matka jego, i jego ojciec i wszyscy, których kochał... A na dnie, pod spodem widać było piekło i drugi on siedział w piekle, koło niego Łucja, Werner, Franciszek, Perełka i szatani, którzy mu czytali wiersze i bajki, tragedje i satyry, heroidy i kawałki starych romansów...
Potem wszystko się skręciło i widać było znowu ludu wiele i wieniec laurowy. Gustaw szedł po wienieczi śpiewał; lud słuchał w milczeniu, z uwagą, z roczuleniem. Słuchał — i spał! A obudziwszy się włożyli mu na głowę wieniec laurowy i klaskali i krzyczeli. — Ślicznie! cudownie śpiewał, ale powiedz nam co, bośmy spali i nie słyszeli, — bośmy słuchali i nie rozumieli.
A Gustaw zrzucał z pogardą ich wieniec i szedł daleko, tam zrozumiał go jeden człowiek i śmiał się z niego, zrozumiał go drugi i poszedł kiwając głową, zrozumiał go trzeci i litował się nad nim. — Potem znowu było ciemno, gorąco, dymno i duszno, po głowie jego chodziły węże, smoki, jaszczurki i ognisty salamandry, deptały mózg te stworzenia, ssały myśli jego i piły krew, a na sercu jego siedział