Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęście mięszał jakiś przestrach i wstyd. Widział on nieszlachetność swego postępku, który tłumacząc swoją miłością, jej przywiązaniem wymawiając sam przed sobą, nie mógł jednakże usprawiedliwić. Widział on plamę, którą świat miał rzucić na ślubną suknię jego kochanki, i w jej uścisku najpierwszym już marzył o upokorzeniach, któremi go miał opłacić.
Ona nie myślała o tem, oddała się całkiem Gustawowi, zapomniała o wszystkiem, otoczyła go rękoma, uczepiła się jego, powiedziała sobie zamykając oczy na wszystko: Jestem twoją! — I dla niej skończyło się wszystko, nie słyszała obmowy i potwarzy, śmiechu ludzi, gniewu rodziców, — nic — nic, o wszystkiem zapomniała! Cały świat zostawiła za sobą! Gustaw przepłacił indulta co najprędzej, naznaczył dzień ślubu i chcąc jej oszczędzić upokorzenia, nim nadszedł termin, zostawił ją w domu jednej ze swoich sąsiadek, nie chcąc wwozić do Wasilkowa, aż z imieniem żony. Ale Marja nie rada była temu; nie pojmowała celu tej oziębłości; i ile razy Gustaw pożegnawszy ją, odjeżdżał w nocy do domu, wybiegała za nim na ganek i prosiła, ściskając go czule:
— Weź mnie z sobą! weź mnie z sobą!
— O! chciałbym, Marjo, — lecz czyż mogę! świat ten przeklęty, co mi już tyle chwil szczęśliwych odebrał, jeszczeby ci wydarł czystą sła-