Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod włoskiem niebem.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w Transtevere na jednej ciasnej uliczce, zaczynającej się mostem, kończącej niszą Madony. I czegoż jej uczono? Stroić się, uśmiechać i bać. Ale jak drzewo co rzuci ziarnem między dwa kamienie, a ziarno puści i rosnąć pocznie aż dwie bryły rozsadzi, tak ciasną izdebkę myślami rozsadziła Pepita, ona przez nią widziała przeczuciem świat cały; ona w tej ciasnocie znalazła rosę i słońce do życia i wyrosła i okryła się barwy silnemi, jak dzika winna latorośl na jesień. A im mniej mogła, tem żądza olbrzymiała, im mniej swobodna, tem goręcej pragnęła swobody. Bez ziemi, słońca, powietrza, wykwitła płomieniem.
Naówczas Paolo zamyślił się głęboko, bo czas był pozbyć ciężaru i zapłacić sobie za długie nocy bezsenne, za długie rachuby niepewne. Lazar go niespokoił, Lazar ranny, upadł i nie powstał z łoża... nowy niepokój. Czas naglił, obawiał się Jana. Nastręczył mu się Andrea Maledetto i poszli w targ. Póki nie widział dziewczyny, Andrea skąpił worka. Marzył on wprawdzie im bardziej starzał, o młodej, cudnej piękności kochance... ale marzenie przeszła Pepita. Kiedy drżącemu z żądzy niezaspokojonej starcowi ukazał skarb ten Paolo, zmieniło się wszystko. Andrea dawał co tamten żądał, Paolo brać nie chciał.
Maledetto na wagę złota kupił Pepitę. Ona tak była lekka! kupił ją tak tanio. Łzy gorące oblewały twarz dziewczęcia, gdy mu opisywała swój pobyt u starego bankiera. Wystawcie sobie człowieka, coby całe życie nie pił i ujrzał wodę, coby świata nie widział, i pojrzał cuda jego. Starzec oszalał, wpadł w gorączkę żądzy z której nie wychodził. Tarzał się u nóg swojego skarbu, całował ślady Pepity, oddawał jej wszystko co miał...