Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod włoskiem niebem.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lud jeden zachował uczucia namiętne, prawdziwe, szczere i nie boi się ich okazywać. Wyżej jest tylko przywiązanie do dobrego bytu, próżności pełna tęsknota za jakiemś wzniesieniem nad poziom, i obojętność na wszystko. W dziecku już wyrabiają ostygłość, zabijają śmiechem i szyderstwem uczucia, uczą pychy, uczą sarkazmu co zabija wszelkie szlachetne poświęcenie, i przywiązania do tego tylko, co realne, co ciału zapewnia jutro, co wyzwala od pracy. — U ludu więc uczucie, i w tem się Jan nie mylił; ale aby podrosły uczucia, potrzeba wprzód wiele a wiele więcej i inuych warunków. — Całe wieczory trawił Jan u drzwi swojego mieszkania, niedaleko fontanny, do której Rzymianki szczebiocąc i oglądając się, śmiejąc i swawoląc, biegały po wodę. — Ale napróżno liczył oczyma wszystkie, żadna nie zrobiła na nim tego wrażenia, którego oczekiwał jako oznajmienie wielkiej namiętności. Niektóre szydziły z Niemca (bo go tak nazywały), inne uśmiechały się, czarne błyszczące oczy zawracając nań z pod zasłony, inne niby niebaczne, niby obojętne przechodziły mimo, powoli, nucąc piosenkę i ukazując utoczone ręce, drobne nóżki, pierś ledwie wytryskującą — a potem oglądały się jakby od niechcenia — ale on był zimny i na wejrzenie nie odpowiedział wejrzeniem, na zaczepkę zaczepką. — Tak dnie po dniach mijały, po tygodniach tygodnie — i nic nie przychodziło — nic. Jana gryzła już tęsknota za krajem, poczynał szydzić sam z siebie, że się jak rycerz z Manszy wybrał w podróż za urojeniem. — Czemuż nie wracał? — Spodziewał się jeszcze. A każda napróżno upływająca chwila zdawała mu się zbliżać go do szczęścia; bo nie wierzył, nie przypuszczał, aby go ominąć miało. I palił się myślami i snuł złote i czarne marzenia, mi-