Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziewali, nie nadjechał Gustaw. Hrabina przyjęła go czule, a że widać rozpoczęty z nim dramat do ostatniego nie doprowadzony był aktu, i młodzik nie znudził jej jeszcze: zajął odrazu dawne swe miejsce u jej boku, i wszedł w przywileje cavaliere servente.
Chociaż Gucio bardzo dobrym był chłopakiem, a ja nigdy do nienawiści nie miałem skłonności i wolałem zawsze kochać niż wojować: skutkiem jednak instynktowego poczucia współzawodnictwa, serdecznieśmy się nielubili prawie od pierwszego wejrzenia. On mnie, ja jemu przeszkadzałem; spotykaliśmy się niechętnie, a choć pozornie grzeczni byliśmy dla siebie, w sercach tliła się jakaś iskierka nieprzyjaźni. Zrobił mi przykrość przybyciem swojem, ja mu też wcale zdałem się niepotrzebny; zajął niemal wszystkie godziny, a miłość jego tak była jawną i gwałtowną, że mnie już nawet, jako hrabinę kompromitująca, oburzała.
Gdym jej tę uwagę uczynił, śmiać się poczęła ruszając ramionami:
— Mnie skompromitować? — zawołała — mnie? Taka jak ja kobieta nie może być skompromitowaną!
Zamilkłem. Z dnia na dzień położenie moje stawało się przykrzejsze. Odepchnięty, zgryziony, nie rad z siebie, niespokojny w duszy, z wyrzutami sumienia walcząc, w szałach i rozpaczach nieustannych pędziłem życie męczarni pełne. Wieczorem czekałem tylko otwarcia domu gry, aby przy zielonym stoliku zapomnieć cierpienia i skąpać się w tej łaźni ukropowych wrażeń. Gra nie szła mi także, skarb mój uszczuplał się, roztapiał, znikał, ale zamiast opamiętania, im mniej mi pozostawało, tem szaleniej pragnąc stracone odzyskać, stawiłem resztki...
Los prześladował mnie widocznie z zajadłością i uporem, którego przemódz nie mogłem; nareszcie ostatnia dziesiąta część mojego mienia została tylko.
Dnia tego z gorączkowym niepokojem oczekiwałem nocy, błądziłem nieprzytomny prawie po okolicy, po domu, gdyż ostatniego wieczoru nie dość, żem grał