Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ba dosiągł: uwierzyłem w miłość, odszedłem, życie gotów postawić na jej skinienie.
W tych rozkoszach i męczarniach nadeszła wiosna, i nagły uczyniono projekt wyjazdu do wód za granicę. Hrabia wcale mu się nie sprzeciwiał. Laura już nim głowę miała tak zajętą, że o wszystkiem dlań zapomniała; ponieważ brakło powodów, podróż była niby dla Władka, a ja towarzyszyć mu musiałem. Możesz sobie wystawić, jakie zawczasu roiłem sobie niebiosa z tej przejażdżki, w której mieliśmy być sami prawie, tak długo sami! Byłem tak szczęśliwy, że zupełnie oślepłem!
W przeddzień wyjazdu wybiegłem do ogrodu pożegnać pamiątki po nim rozsiane: chodziliśmy tam nieraz z hrabiną, czytała mi tu swoje francuzkie poezje, tu ja jej moje polskie deklamowałem: tu raz pierwszy dając mi rękę do pocałunku, ścisnęła dłoń moją, tam białego ustami dozwoliła dotknąć się czoła. Uświęcone wspomnieniami, żegnałem ławki i ulice.
Cały pogrążony tak w mojej drogiej przeszłości, biegłem, gdy nagle ujrzałem naprzeciw mnie idącą Halkę, która widząc, żem był pomięszany i nieprzytomny, wstrzymała się.
— Panie Albercie — rzekła mi, — dokądże tak bieżysz? co ci jest?
— Mnie? nic! Alboż pani nie widzisz, żem szczęśliwy?
— A!! szczęśliwy! — uśmiechnęła się smutnie — pozwólże pan niech się mu przypatrzę, abym wiedziała jak szczęście wygląda.
I po chwili dodała:
— Na szczęśliwego nazbyt pan jesteś wzruszony i niespokojny; zawsze sobie wyobrażałam szczęście jakoś inaczej: majestatycznem, cichem, w sobie zamkniętem.
— I myliłaś się pani: z przepełnionej czaszy napój ucieka za brzegi.
— Bogdajbyś pan się nie mylił! Jeżeli czasza się pieni, a na dnie piany są męty?