Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wydobył ogromną chustkę z kieszeni książę i węzełków trzy na niej zawiązał.
— Proszę się ustawić wedle tego jak serce dyktuje; mam trzy chusty, jest węzłów dwanaście... kto wyciągnie, należy do spisku i zostanie, panie kochanku, wtajemniczonym, a kto odejdzie, choć sekretu wiedzieć nie będzie, pomagać na zawezwanie ślepo i z posłuszeństwem obowiązany...
Na stole były dwie chusty białe — złożono końce; książę odwróciwszy się do pieca, trzy węzły zadzierzgnął i wyciągnął nam rękę, abyśmy z kolei losu probowali. Szedłem jak pamiętam z kolei trzecim i dostałem koniec pusty bez węzła, zabierałem się więc odchodzić, gdy książę dodał:
— Napij że się wina na drogę, aby się nam powiodło... i panie kochanku... idź spać.
Tak się stało, węzły wyciągnęli trzy: Zabłocki, Wojnarowicz i Korsak. Reszta submitując się, że choćby karku nastawić gotowa dla satysfakcji księcia, rozeszła się po kwaterach; szedłem z Macewiczem, który, jak dziś pomnę, powiada mi:
— Dalipan za wiele honoru na takiego Krzyskiego! polują nań jak na grubego zwierza, a to chudy zając.
I tak szliśmy odpocząć.
Nazajutrz wielka nas ciekawość brała, co to się z tego wyświęci, ale nadaremno nastawialiśmy oczu i uszu — nie przyszło nic nowego. Tylko Wojnarowicza nie stało przy obiedzie. Książę pyta Puzyny głośno:
— A cóż to Wojnarowicz? czy nie chory? co mu jest?
— Nic, mości książę, — dostał nagle wezwanie do domu, ktoś mu tam zasłabł. Jeszcze w nocy pojechał.
— A kiedyż wróci?
— Nie mówił.
Krzyski jakby swój koniec przeczuwał. Korzystał ze swobody danej mu i gorąco się brał do panny Zoryny, — ale teraz ani mu kto przeszkadzał, ani się kto o to troszczył — dali mu zupełnie pokój. Późno wieczór Macewicz mi powiada ze śmiechem: