Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pono mało — mogła dojść daleko. Jenerałowa, choć ją panna Róża bawiła, nie lubiła jej. Wiele sobie bowiem niby jako dziecko i przez dzieciństwo pozwalała, a teraz z księciem dokazywała tak, że czasem włosy na głowie wstawały, tak była śmiałą i zuchwałą.
Czysty to był szatanik w motylem ciałku.
Przez tych parę dni, gdy Krzyski zaalarmował staraniem swem o pannę Zorynę księcia, biedna Różyczka zapomnianą tak została, iż książę na nią ani zważał. I co dawniej nosił jej cukierki, prezenciki, wymyślał zabawki, teraz i nie spojrzał. Dziewczyna, której znać o to bardzo szło, żeby z łaski nie wypaść i z pomocą księcia posążek zyskać a dobrą partję, okrutnie była zmartwioną. Wszakże nie bardzo to dawała znać po sobie. — Gdy rzeczy doszły do tego, że książę pochmurniał już, a na Krzyskiego patrzeć prawie nie mógł, pannie Róży przyszła myśl jakaś dziwna, kto ją wie na co rachowała. Po obiedzie, jak była furkliwa, biegająca, śmieszek i wszystko jej uchodziło, coby żadnej innej nie było tolerowanem, przybiegła sama do stojącego na uboczu Krzyskiego.
Stanęła, dygnęła i patrzy mu w oczy, patrzy, szlachcic zaczął się czuć skonfundowanym. Poprawił pasa, pogładził czuprynę, zakręcił wąsa, spojrzał po sobie, czy się czem nie omazał.
Widząc, że ta stoi przednim wciąż jak wryta i oczki przewraca, naostatek nie wytrzymał.
— Pozwoli panna Róża spytać, co we mnie dziś szczególnego upatrzyła, iżem od niej na takie szczęście zasłużył?
Różyczka parsknęła trochę, zawinęła się, popatrzyła i kiwnęła na niego ręką, aby za nią szedł. Sala była wielka, napełniona po bokach dworem, w pośrodku prawie pusta, tak że wygodnie się niesłyszanym można było rozmawiać. Róża go pociągnęła do środka, śmiejąc się, żartując, i poczęła z nim rozmowę. Nikt jej nie słyszał, widzieli wszyscy, każdy ją sobie inaczej tłumaczył — szlachcic się zżymał, potniał, stał jak pod pręgierzem; dziewczyna podskaki-