Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I dłużej wypocząć na kwaterze... dodał, może tam asanu czego brak?
— Nic mi nie brak, oprócz względów w. ks. mości, na którebym rad zasłużyć — mruknął cygan...
Książę wąsa pokręcił. — Mój mości dobrodzieju, panie kochanku...
I odszedł.
Krzyski tego dnia płynął jak pączek w maśle — książę łaskawie do niego zagadał, dwór cały jakby na wyprzódki starał się dlań być grzecznym, uprzedzającym, ale tak wszyscy koło niego tańcowali, że tchnąć nie mógł. Miał już tego dosyć i nadto, radby się był uwolnił, nie było podobna. Kroku nie zrobił, żeby ktoś za nim nie poszedł, odciągali go, zajmowali i trapili, że do Ciwunównej słowa przemówić nie mógł, ani się przybliżyć. Wszystko szło jakby na komendę, a tak zręcznie, iż się biedak nawet poskarżyć nie mógł, owszem jeszcze dziękować musiał. Chmurny był, ale nadaremnie; do nocy go tak w opiekę wziąwszy, aż na kwaterę przeprowadzili i nie poszli, aż się do łóżka rozbierać począł.
Nazajutrz rano ledwie wstał, wszedł do niego Zabłocki. Tenby już rad był poprawić co popsuł, ale wielka to prawda, że stokroć łacniej złe zrobić niż zrobionemu zaradzić.
W izdebce Krzyskiego było ciasno, siadł Strukczaszyc na sepecie.
— Sumienie mnie tu przyprowadza, odezwał się — bodaj czym wam kłopotu nie przysporzył, wprowadzając na tę myśl nieszczęśliwą o Ciwunównie. Okazuje się po bliższem rozpatrzeniu, iż z tego nic nie może być.
— Ha? spytał Krzyski — z czego?
— A no, z konkurów i małżeństwa.
— Dla czego? spytał szlachcic, panna mi się podobała — nie okazuje mi wstrętu, dalej, dalej, przy świętej cierpliwości, nie razem Kraków zbudowano — jakoś to będzie.
— Nie będzie nic — za to wam ręczę, ozwał się Za-