Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sapnął i weszła jenerałowa Morawska — zagadano o czem innem.
Wieczorem przy rozbieraniu był Zabłocki, książę ciągle markotno wyglądał, próżno go pozbawić usiłowano. Tylko gdy się wszyscy rozchodzili, prosił Strukczaszyca, ażeby został na chwilę. Gdy byli sami, kiwnął nań, aby do łóżka się zbliżył.
— Ty jesteś dobry człowiek i mój przyjaciel, rzekł książę — jam grzeszne stworzenie, często gęsto pana Boga obrażałem i obrażam.. a no wierzaj mi, w gruncie zły nie jestem. Nikomu źle nie życzę... Tu się coś nie dobrego święci, panie kochanku — panna Ciwunówna gotowa tego trutnia w niedostatku innych akceptować... a ja czuję, że to będzie nieszczęście. Szkoda kobieciny, panie kochanku... Temu Krzyskiemu, jeśli idzie o co, to o chleba kawałek, a pewno nie o Ciwunównę, trzeba mu inną parę nastręczyć, pomóż ty mi, kogoby to? Zabłocki się aż cofnął.
— Toś nie dobry, panie kochanku — idź że sobie spać. Dobranoc.
Po powrocie z polowania Krzyski, którego wymęczył znać umyślnie Puzyna, dwa dni musiał odleżeć, smarował się, kąpał, a na nogę kulał. Kulejąc zaś pokazać się nie śmiał; panna Ciwunówna znać o wszystkiem wiedziała, bo zaraz nazajutrz Puzyny spytała co z nim zrobił i pogroziła mu na nosku. Puzyna o tem księciu doniósł, a książę był gniewny bardzo. Co jednak postanowił nie wiadomo, tylko uważano, że były narady z osobami różnemi. Trzeciego dnia gdy już wydobrzawszy Krzyski się na pokojach pokazał, dekoracja była zmieniona, książę przystąpił sam do niego i zapytał:
— Co to jegomości było, panie kochanku? dwa dniśmy go nie widzieli.
— M. książę, rzekł kłaniając się nizko Krzyski — polowaliśmy z kniaziem, nogęm sobie obraził.
— Wilczem sadłem trzeba było wysmarować — za wołał Radziwiłł... jak ręką odjął? Panie kochanku...