Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A gdyby zwarjowała? przekomarzał się Wojnarowicz dalej.
— Panie kochanku, przerwał książę w pasji, dajże mi pokój, bo będę zły.
Wojnarowicz wąsa pokręcił, zimny i nieporuszony, bo dowiedzioną rzeczą było, że gdy książę się sierdził on stygł umyślnie, i zawsze go tym sposobem do większej jeszcze pasji doprowadzał.
— Mam honor w. książęcą mość, pana mojego miłościwego, pożegnać i łaskawej jego pamięci a protekcji się polecić, rzekł z pokłonem po chwili. — Nie, bo tu taki w Nieświeżu dłużej mieszkać nie można. Byle co, zmaluje kto jakie licho, na Wojnarowicza jak w dym, w końcu tego już nadto i znieść nie można. Na pochyłe drzewo kozy skaczą. Jadę, mości książę, a niech sobie Ciwunówna Piskulska — idzie nie idzie, choćby za kominiarza, to mi już wszystko jedno.
Książę popatrzał, ramionami ruszył i żal mu się zrobiło, obie ręce położył na ramionach Wojnarowiczowi i począł mu w oczy patrzeć.
— Stary! stary! dałbyś pokój! panie kochanku... dałbyś pokój. Wy wszyscy z tego nieszczęśliwego Radziwiłła żarty sobie stroicie.
— Chyba książę ze mnie...
— No, dosyć już, dosyć tego, ale sam powiedz, jak można, żeby ten obieżyświat miał na Zorynę patrzeć.
— Mości książę, dalipan nie rozumiem, co to księcia tak bardzo obchodzić może. Dać by im pokój.
— Niemożna! niepozwalam! Veto! zawołał Radziwiłł.
Wojnarowicz zamilkł. W gabinecie wojewody różnych rzeczy było mnóstwo rozłożonych po stolikach, między innemi różaniec leżał turecki z ogromnych ametystów w złoto oprawnych, o którym podanie było, iż go Sierotka przywiózł z ziemi świętej. Wojnarowicz który go sto razy widział, wziął w ręce i nagle począł mu się dziwować.
— Na takim różańcu to się dopiero modlić smaczno! rzekł.