Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Między innemi mieszkała na zamku panna Zoryna Piskulska... Była to swojego czasu piękność tak znakomita, iż dla niej ludzie szaleli i w łby sobie strzelali. Jakim sposobem złożyło się, iż mimo to za mąż nie wyszła, trudno odgadnąć. Naprzód, że dla tej piękności bardzo głowę wysoko darła, a po cichu ludzie szeptali, iż się w niej sam książę swojego czasu kochał... Mogło to być, mogło nie być, pewna rzecz, iż miano dla niej szczególną konsyderację, począwszy od księcia samego, który ją w rękę całował, co na moje oczy widziałem. Panna Zoryna naówczas miała może lat pod czterdzieści, może więcej, ale nie wydawała się starszą nad to. Owszem była jeszcze bardzo piękną i zakonserwowaną osobliwie. Osoba była wzrostu słusznego, kibici cudnej, trzymająca się prosto i cóś w chodzie, a ruchach mająca królewskiego. Głowę nosiła do góry podjętą, a oczy przysłonione, z góry też na świat patrzały. Chodziła wystrojona niezmiernie, ufryzowana zawsze, uróżowana, wybielona, z muszkami, woniało od niej z daleka, a nóżkę miała sławną, bo w trzewiczkach na korkach chodząc, gdy po sobie ślady zostawiła na piasku, niebyły dłuższe od dziecięcej ręki. Garderobę miała prawdziwie książęcą, nie wiem czym ją dwa razy w jednej sukni widział, przy tem kochała się w klejnotach i choć nie wiele ich nosiła, bo się odziewała bardzo smakownie, zawsze one oczy zwracały. Co do innych przymiotów, mało kto mógł co powiedzieć o pannie Zorynie, bo też ona nie wiele z kim mówić raczyła i przestawać. Niegdyś śpiewała bardzo pięknie, potem gdy głos jej się zmienił, zaprzestała. Grała na klawicymbale arte, a ci, co dobrze byli poinformowani powiadali, że też i języki różne posiadała i książki jej nie były obce, bo nawet dla teatrum nieświeżskiego, tłómaczyła sztuki.
Rodziców, ani bliższych krewnych panna Piskulska nie miała, oprócz jednego brata, domatora, któremu książę wieś puszczał dzierżawą. Jeden raz w rok przyjeżdżał się submitować księciu, ale rychło się go pozbywano, bo miał szkaradny defekt: jąkał