Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy się to działo na stanowisku w lesie, na wieczór Berta gotowała się wystąpić w całej potędze swych wdzięków. Wczorajszy strój zbyt skromny zgasnąć miał przy tym nowym, który był zdaniem artystek — arcydziełem...
Na jedwabnej, lekkiej koloru fali morskiej sukience drapować się miała druga z koronek i haftów złożona. We włosach na czarnej fantastycznej przepasce brylantowa gwiazdka połyskiwać miała nad czołem. Wczorajsze turkusy bez blasku zastępowały dziś dyamentowe ozdoby, którym olbrzymie towarzyszyły opale...
W tym stroju taż sama co wczoraj była nowem zjawiskiem, istotą jakby inną. Odpowiadał on o jeden stopień podniesionej odwadze i ośmieleniu dziewczęcia, które w duszy było pewne tryumfu... Przez złote ogromne warkocze wijąca się czarna aksamitka dodawała im blasku; każdy szczegół ubrania był obmyślany, zharmonizowany, stworzony, by całość uczynił malowniczą...
Zresztą uczucie zwycięztwa — samą twarzyczkę czyniło więcej promienistą, piękniejszą jeszcze niż była... Metamorfoza była cudowną.
Gdy hr. August wszedł do salonu surowszy niż wczoraj, oziębiony znacznie, jakby pokutujący za szał wczorajszy, dość było jednego spojrzenia Bercie, aby zrozumieć, że część zdobyczy wczorajszej — straciła. Należało ją nie tylko odzyskać, ale nowym uzupełnić podbojem.
Miała przed sobą mazura — a cóż jej ręczyło za to, iż on musiał być długi i upajający. Hrabia nie rychło zbliżył się do niej. Powitanie z jego strony było