Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zajutrz rano zapowiedziane było wielkie polowanie, po którem obiad, tańce i wieczerza, nakoniec dnia następnego łowy powtórne, wieczór znowu i jeszcze nazajutrz na rozjezdnem śniadanie.
Zaproszonych osób, bo chodziło o to, aby było tłumno, liczono do stu. Przygotowania poczyniono zawcześnie, a że pomiędzy zaproszonymi było wiele gąb popsutych, wina i kuchnie musiały być w najlepszym gatunku. Kucharza pół francuza pożyczył w pomoc domowemu książę, piwnicę doborowemi trunkami zaopatrzył restaurator, u którego zwykle się w mieście zbierano. Był tylko tak cynicznie niegrzecznym, iż wymówił sobie natychmiastowe zapłacenie rachunku pod pozorem, iż — ma termina pilne.
Chcąc dwie przy jednym ogniu upiec pieczenie, pani Neida dwie starsze córki, podobne do niej, dosyć ładne, żwawe panienki zawczasu przygotowała do roli, jaką miały odegrać, i postarała się dla nich o wykwintne stroje.
Około południa we wtorek poufalsi goście, półdomowi, którzy mieli gospodarzowi dopomagać zaczęli się już ściągać. We dworze panował niepokój, trwoga, latanina taka, iż wszyscy głowy tracili. Choć miano dosyć czasu do przygotowania się, jak za zwyczaj odkładano wszystko do ostatniej godziny, i w tej ostatniej więcej było do czynienia, niż jest w ludzkiej mocy podołać. Wszyscy gniewali się i burczeli, począwszy od klucznicy, pani aż do pana, który groził łozami kuchcikom kułakami rozstrzygającym spory między sobą. Każdem oknem ktoś kogoś opóźnionego z czemś wyglądał.