Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/70

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Znając sąsiada z jego nieuczynności, zdziwił się niezmiernie Toni, gdy mu Wit otwarcie powiedział, jak z wielką przykrością przypadkiem zasłyszał o jego kłopocie, i ofiarował się wierzyciela spłacić, wchodząc w jego prawa a zaręczając cierpliwość.
    Toni zdumiony, osłupiały, poruszony, nie wiedział, jak dziękować. Nazwał go swoim zbawcą.
    Rozmowa prawie nagle skręciła się tak, iż gospodarz zażądał słowo honoru i wzajemnej pomocy w rzeczy poufnej — tajemnej i t. p.
    Toni zaprzysiągł na wszystko i przyrzekł iść w ogień i wodę.
    Nadzwyczaj trudno przyszło Witowi wykrztusić wielką swą tajemnicę.
    W końcu jednak odkrył ją przed sąsiadem. Wzywał go poufnie, aby mu do napędzenia w sieci Berty hr. Augusta pomagał.
    — Nie wstydzę się tego — rzekł — iż radbym wydać córkę za niego, bo ma za sobą wszystko — a znowu Berta...
    — Króla warta! słowo daję! — zawołał Toni. — To para, którą Bóg stworzył dla siebie.
    Wit mówił powoli i trochę się jąkał.
    — To jest rzecz wiadoma — rzekł — że zbytnie zabiegi najczęściej szkodzą... Trzeba poczynać nadzwyczaj zręcznie! nadzwyczaj...
    — Zostaw to hrabia mnie! Ja dokażę tego tak, iż nikt się nie domyśli w świecie — odparł Toni.
    Zdaniem sąsiada potrzeba było zbliżyć ich. Na to nie znaleziono lepszego sposobu nad kilkodniowe, wielkie polowanie połączone z balem. Hr. August — za to ręczył — musiał przybyć. Tu nastąpiło wyznanie